[158. 02] Sándor Márai, „Księga ziół”, przeł. Feliks Netz, wyd. III, Spółdzielnia Wydawnicza CZYTELNIK, Warszawa 2008.

by giera

1. Sto pięćdziesiąt dwie strony „Księgi ziół” Sándora Máraiego czytałem prawie trzy miesiące. I jest to najdłużej czytane przeze mnie sto pięćdziesiąt dwie strony jakiejkolwiek książki. Nie ma się czym chwalić. Oczywiście, gdybym się przyłożył (a co, nie przykładałem się?), to mógłbym tę książkę przeczytać w jeden wieczór, a nawet w pół. Tylko takie czytanie tej książki nie miałoby większego sensu. Dlaczego? Ponieważ w pędzie czytania, pogubiłbym sensy i treści, zawarte w krótkich powiastkach, powiastkach zawsze „o czymś”, Máraiego.

2. Przez cały czas „Księga ziół” leżała na stoliku przy łóżku, obok tomiku leżał także ołówek. Zwykle przed snem pochłaniałem maksymalnie trzy-cztery powiastki-notatki. Nie pamiętam, kiedy ostatni czytałem z ołówkiem w ręku. Chyba w czasie studiów. Jednakże wtedy raczej z przymusu, niż dla przyjemności. Nie powiem, bym się rozsmakowywał w każdym fragmencie „Księgi”. Chwilami miałem jej dość, wydawała mi się pretensjonalna i banalna. Ponieważ pewnie taka jest. Pewnie taka jest, jeśli za dużo się przeczyta na raz. Natomiast jeśli się ją sobie aplikuje w małych, „medytacyjnych” dawkach, to ma się wrażenie, to wierzy się w mądrość, słuszność i nieomylność słów węgierskiego autora. Myślę, że specjalnie jest, tak skonstruowana, by z nią polemizować, by się nie zgadzać, by się z nią sprzeczać. „Księga ziół” to nie księga mądrości nad mądrościami, raczej szczera próba pogodzenia się z życiem, jego ograniczeniami, prawami, przymusami, normami. Piszący ją nie chciał pouczać, lecz sam się uczyć.

3. Nie wiem dokładnie, ile jest powiastek-notatek w tej książce, nie przeliczyłem. Niektóre z przemyśleń i refleksji są bardzo mądre i dojrzałe. Niektóre wskazówki są śmieszne i bezużyteczne. Márai dba o to, by nad jego zapiskami unosił się bierny duch stoików, we wstępie dedykacyjnym powołuje się na Senekę, Epikteta i Marka Aureliusza. Przypomina mi się Horacjańskie „nie-dziwienie-się-niczemu” (z szóstego listu „Do Numiciusa” w pierwszej księdze listów), o którym ostatnio czytałem w tekście Markowskiego, czyli nie uleganie chwilowym stanom umysłu, czy też duszy, czy też ciała, jest drogą, która jedynie w duchu równowagi szczęście zapewnić może. Namiętności należy trzymać na krótkim postronku. Nie należy oglądać się na cudze sądy, bądź też na groźby i kary, ale postępować z pełnym rozeznaniem cnoty, a wtedy dopiero człowiek będzie wolnym i dzielnym.

4. „Księga ziół” została wydana w Budapeszcie 1943 roku, gdy Márai ma 43 lata, a czytając ma się wrażenie, że ta książka została napisana przez starszego pana, doświadczonego i błyskotliwego starszego pana. W tym samym roku zaczyna systematycznie spisywać notatki, które potem umieści w „Dzienniku”. Nie czytałem jeszcze „Dzienników”, leżą na stoliku przy łóżku i czekają na swoją kolej, ale jestem ciekaw, bardzo ciekaw, czy wpisy do „Księgi” znajdą potwierdzenie w nim.

5. Na zakończenie mały cytat: „(…) jeśli poczujesz ból (…) pomyśl o tym, że to naturalne, ponieważ jesteś człowiekiem. A coś ty sobie wyobrażał? Jesteś człowiekiem, przeto umrą twoje kochanki, opuszczą cię przyjaciele, i wszystko to, co zbierałeś i kochałeś, uleci niczym pył na wietrze. Nic w tym dziwnego, jeśli wszystko dzieje się w zgodzie z porządkiem natury (…). Jesteś człowiekiem, musisz więc cierpieć; a cierpienie twoje nie trwa wiecznie, ponieważ jesteś człowiekiem”. Sándor Márai popełnił samobójstwo 22 lutego 1989 roku w San Diego.


– – –

[tekst, odrobinę poszerzony i pod tytułem „O węgierskich ziołach”, ukazał się na stronie Przystani Literackiej.]