Czaszki przebijają podłogi niczym peryskopy

Śni jeden z tych snów, które nie mają wyraźnej konstrukcji – początku, środka i końca. Jest to rozpędzony wir niekończących się okropieństw.
Widzi siebie w dawnym domu w Waynesboro – rozlatującym się, małym bungalowie na Farrel Street – w sypialni, którą za młodu dzielił z Brianem. Philip ze snu nie jest jednak dzieckiem, lecz dorosłym, i w jakiś sposób trupia epidemia przeniosła się razem z nim do lat siedemdziesiątych. Sen jest niemal tak wyraźny, że aż trójwymiarowy. Na ścianie oklejonej tapetą w konwalie wiszą plakaty Iron Maiden, w kącie stoi sfatygowane biurko. Gdzieś w domu jest też Brian, ale Philip nie wie gdzie, słyszy tylko jego krzyk. Obok w pokoju płacze Penny, woła tatusia. Philip biegnie przez korytarze, które układają się w niekończący się labirynt. Pękają ściany. Na zewnątrz krążą hordy trupów, próbują wedrzeć się do domu. Trzęsą się deski, którymi zabito okna. Philip ma w ręce młotek i gwoździe, próbuje zabezpieczyć okna, ale odpada obuch. Słyszy głośny trzask, otwierają się wyłamane drzwi, Philip podbiega do nich i próbuje je zamknąć, lecz gałka zostaje mu w dłoni. Chce przetrząsnąć szafki w poszukiwaniu broni, nie może ich jednak otworzyć. Z sufitu leci tynk, a przy kolejnym kroku Philip przebija butem podłogę. Zaczynają walić się ściany, pęka linoleum, a okna wypadają z ram. Philip słyszy rozpaczliwe krzyki Penny, która wrzeszczy o pomoc, powtarzając wciąż tylko jedno słowo:
– TATO!
Wychudzone ramiona sięgają po niego przez wybite szyby, czarne paznokcie chcą rozorać jego skórę.
– TATO!
Białe czaszki przebijają podłogi niczym makabryczne peryskopy.
– TATO!
Philip budzi się z krzykiem, kiedy sen rozpada się niczym rzucone o ścianę szkło.


[Robert Kirkman & Jay Bonansinga, „Żywe trupy: Narodziny Gubernatora”, tłum. Bartosz Czartoryski, Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2011, str. 210-211.]