1 wrzesień

by giera

Pierwszy wrzesień i jesień. Słońce wisi nisko, świeci, ale wcale nie grzeje. Złudne światło. Nieprawdziwe, bo nie daje ciepła. Zaciągam zamek kurtki po samą szyję. Całą drogę pedałuję pod wiatr, dojazd zajmuje mi o siedem minut więcej niż zwykle. W powietrzu czuć zapach gnijących liści. To kasztanowce przy Centrum Ogrodniczym gubią liście. Gdy zsiadam z roweru mam zgrabiałe dłonie. Może warto poszukać, w koszyku opisanym „zima”, rękawiczek? Tylko niewygodnie trzyma się papierosa w rękawiczkach. Dobrze, że nie pada. Po południu, wracając, było cieplej, słońce nadal świeciło, choć nie prażyło. Nic to, ponieważ światło jest przyjemne. Jak je dokładniej opisać? Było mocne, przeszywające. Przypomina mi się, że najtrafniejszy, najbardziej plastyczny opis „światła” czytałem w „Dukli” Stasiuka. Chętnie przeczytałbym tę książkę jeszcze raz. Jednak nie mam jej w domu. Ale, ale Czapski w książce „Swoboda tajemna” także intrygująco pisze o świetle (chyba w eseju o obrazach Cézanne’a), idę sprawdzić.